28.08.2014

A może... morze...

Ten plan kiełkował od kilku lat
Od zawsze mieszkam w niedalekim sąsiedztwie morza. Kiedy jest się dzieckiem nad morze jeździ się z rodzicami smażyć się na piasku, budować zamki i oczywiście chlupać w wodzie. Z wiekiem człowiek idzie zapewne w jedną z dwóch dróg: kontynuuje plażowanie z całym jego dobytkiem, czyli tłumami ludzi, skwierczącym słońcem i ogólną plażową nudą albo od morza ucieka. Ja poszedłem tą drugą drogą.

22.06.2014

Jakiś czas temu


A dokładnie cztery lata, jak razem z Psyholem pojechaliśmy rowerami na Mierzeję Wiślaną. To był krótki, ledwie trzydniowy wypad, w którego trakcie zrodził się pomysł na kolejny rok. I ten pomysł rok później udało nam się zrealizować; dotarliśmy z  Elbląga na koniec Polski - na Hel - dalej już się nie da. Ale, że mózgi kreatywne to również podczas tego wyjazdu zrodziliśmy nowy pomysł. Przejazd całego polskiego wybrzeża od Władysławowa do niemieckiej granicy. Niestety tego planu nie udało nam się zrealizować ani rok później ani dwa. Udało się dopiero w tym roku, jednak już solo...

ps. Łukasz cho na rower :)

8.06.2014

A kiedyś było tak

To była pierwsza wyprawa Trampkiem - był dla nas bardzo wyrozumiały
Dziś wspomnieniowo :) Przypomniał mi się wyjazd sprzed dwóch lat do Rumunii. To było trochę szalone przedsięwzięcie. Świeżo kupiony motocykl, niesprawdzony w dłuższych wojażach, do tego kilkunastoletni. Świeżo upieczony kierowca, który w zasadzie nie miał żadnego pojęcia o jeżdżeniu motocyklem (umówmy się, na kursie za wiele nie uczą). Do tego wszystko odbyło się na wariata, kierunek został obrany na trzy dni przed wyjazdem. A mimo to jakoś nic nam nie przeszkadzało, nic nie stanowiło problemu. Po prostu wsiedliśmy i pojechaliśmy. I wszystko poszło dobrze, a może nawet lepiej. Poznaliśmy spory kawałek tego pięknego kraju i dziś kiedy patrzę na zdjęcia z tego wyjazdu czuję miłą nostalgię za klimatem jaki temu wyjazdowi towarzyszył.
Dużo wspomnień i obrazów zostało zapisanych na karcie aparatu i w naszych głowach

6.06.2014

Perła Iranu

Plac Homeiniego i Meczet Piątkowy
Prawie dwudziestogodzinna podróż chińską ciężarówką mocno dała się nam we znaki. W Isfahanie jesteśmy o północy i jeszcze do 4 rano śpimy na pace fotona. W końcu jednak musimy się rozstać z Sabishem. Zostajemy sami gdzieś w mieście, którego kompletnie nie znamy. Cisza i spokój, bo wszyscy jeszcze śpią. Po kilku kilometrach rozkładamy się na ławce w parku i zasypiamy. Budzi nas odgłos biegających ludzi.

5.06.2014

(Nie)oczekiwana przemiana

Chińska ciężarówka, irański kierowca i dwaj motocykliści bez motocykli :) (fot. E. Jóźwik)
Irańska biurokracja na granicy nas pokonała. Okazało się, że nie posiadamy właściwego dokumentu na to, aby wjechać na teren kraju motocyklami (carnet du passage). Nie byliśmy w stanie nic na to poradzić. Zostawiliśmy więc motocykle (z lekkim niepokojem) na parkingu celnym, zapakowaliśmy się w plecaki i ruszyliśmy na podbój Iranu w wersji backpackerskiej :)

18.05.2014

Kierunek Persja

W stronę Persji
Kiedy planowaliśmy wyprawę nikt z nas nawet nie myślał, że możemy dotrzeć tak daleko. O Iranie pomyśleliśmy gdzieś na miesiąc przed wyjazdem, ale nie zdążyliśmy na czas załatwić wiz. Na szczęście udało się je wyrobić w Turcji. To odległe i dosyć egzotyczne dla nas państwo było wielką zagadką. Nie wiedzieliśmy czego się po nim spodziewać, czego oczekiwać. Nie zebraliśmy też wcześniej zbyt wielu informacji, ot kilka pobieżnych ciekawostek. Jeszcze przed wyjazdem z Turcji byliśmy ostrzegani, że może nas tam spotkać coś niedobrego. Z pewnym respektem przekraczaliśmy granicę, gdy otworzyła się przed nami ciężka metalowa brama, za którą stali umundurowani funkcjonariusze.

4.05.2014

Góra w Tybecie

Piesza pielgrzymka do miejsca czczonego przez 1/5 ludzkości to całkiem niezły temat na książkę. Kiedy weźmiemy pod uwagę, że tym miejscem jest niezdobyta góra w Tybecie, robi się jeszcze ciekawiej. A gdy tematu podejmuje się jeden z najważniejszych brytyjskich reportażystów wiadomo już, że po tę książkę trzeba sięgnąć.
Kajlas to święta góra, wznosząca się za wałem centralnych Himalajów. Jest niezwykłym miejscem-symbolem dla buddystów i wyznawców hinduizmu. Ponoć jej okrążenie wymazuje grzechy całego życia.
Mityczny Tybet owiany romantyczną legendą, kraina łagodności, harmonii i spokoju. Tu wlaśnie znajduje się cel wędrówki Thubrona. Wędrówki, będącej próbą poznania i opisania tego szlaku, odciętych od świata wiosek, podupadłych i zniszczonych klasztorów, niezwykłej przyrody najpotężniejszych gór świata. Dla autora jest to też wędrówka w głąb siebie, swoich wspomnień, nasycona melancholią i tęsknotą za dzieciństwem i zmarłą matką.
Thubron niezwykle barwnie opisuje tereny przez które wiedzie jego droga, potężne góry, piękne, kolorowe doliny czy rozległe pustkowia. Wdaje sie w rozmowy i relacje z miejscową ludnością, z mnichami, aby jeszcze lepiej poczuć atmosferę niegdyś najbardziej niedostępnego zakątka świata. Przybliża wierzenia, mity i przesądy tak ważne dla żyjących i pielgrzymujących tu ludzi. 
Z jego opowieści wyłania się kraina na granicy jawy i snu, zatopiona w dawnych wierzeniach i rytuałach, a jednocześnie przesączona obecnością, tak odległych duchowo, chińczyków. Mantry, stupy, modlitewne młynki, bogowie, demony, butelki coca coli, bejsbolówki z logami amerykańskich drużyn sportowych, markowe kurtki mnichów i lamów; świat przeciwieństw i skrajności, gdzie tylko Kajlas od niepamiętnych czasów, tkwiąca w tym samym miejscu, przykuta do ziemi odciskami stóp Buddy, nie poddaje się żadnym zmianom, wpływom, doktrynom politycznym, stanowiąc święte centrum dla milionów pielgrzymów.
Swoją ostatnią książką Thubron oddaje hołd klasycznej wędrówce, niespiesznej, pieszej, która pozwala na wnikliwą obserwację otaczającego świata, na zadawanie pytań i snucie przemyśleń. Wędrówce-pielgrzymce, w której ważniejsza wydaje się droga niż cel.