|
Kiepska widoczność, porywisty wiatr i błyskawice (fot. E. Jóźwik) |
Już wieczorem zaczyna mocno wiać. W nocy praktycznie nie
można spać, duje tak, że ścianka namiotu leży mi na głowie.
Kiedy rano wychylamy głowy na zewnątrz praktycznie nic nie widać.
Pojawił się śnieg. Dmucha jednak nieprzerwanie. Dopiero koło 10, korzystając z
chwilowego wypogodzenia, zostawiamy obóz i wychodzimy do góry.
Podchodzimy jakieś 200 metrów gdy zaczyna grzmieć, błyskać, a wiatr
uporczywie spycha nas z grani. Chowamy się pod skałami aby przeczekać
najgorsze. W takich warunkach nie ma sensu iść dalej. Wracamy do namiotu i
wygrzewamy zmarznięte ciała. Dwie godziny później zwijamy wszystko i uciekamy na dół; najpierw po śladzie gpsa, potem już na oko
- w kierunku wioski.
Do niej docieramy pod wieczór,wyziębieni, zmęczeni i
pokonani.
|
Tak właśnie wyglądał nasza próba ataku szczytowego (fot. E. Jóźwik) |
|
Nasz namiot dobrze się maskował w tych warunkach (fot. E. Jóźwik) |
|
Kiedy padł gps pozostało iść na azymut, korzystając z chwilowych przejaśnień (fot. E. Jóźwik) |
|
Ucieczka do namiotu i ciepłego śpiwora (fot. E. Jóźwik) |