Szlak do góry pokonujemy w tempie, którego nie spodziewaliśmy się po sobie tego dnia. Spaliśmy ledwie dwie godziny po ponad 10 h jazdy. Wstawanie lekkim nie było, ale prognozy mówiły, że teraz albo... nie wiadomo kiedy. Więc idziemy, prawie biegniemy, mijając kolejnych piechurów oświetlających sobie drogę czołówkami. I tak zdaje się, że wystartowaliśmy za późno. Mamy ledwo dwie godziny aby znaleźć się na szczycie. To jakieś pół godziny mniej niż przewidują znaki