4.02.2025

Waderafting - czyli Elbląg oczami żaby

To by nawet mogło się udać, ba mogłaby to być całkiem emocjonująca przygoda (choć i tak trochę była). Mogłoby być groźnie i epicko. Jednak aby powstały takie okoliczności najpierw musi przywalić srogą zimą, z dużą ilością śniegu a potem to wszystko musi się gwałtownie rozpuścić, najlepiej jeszcze w towarzystwie padającego przez kilka dni rzęsistego deszcze. Wtedy to tak, wtedy to by było...

Tym razem jednak tak nie było. Niby zima przeszła przez Wysoczyznę, śnieg spadł a potem stopniał, kilka dni też popadało. Spodziewałem się więc przyzwoitego poziomu wody, oczekiwałem głównie płynięcia. Tymczasem na odcinku leśnym w większości brodziłem.


Ale zacznijmy od początku. Dla mnie każde pojawienie się w Bażantarni jest jakimś takim niepojętym doświadczeniem, które strasznie mocno podładowuje moje wewnętrzne akumulatorki. Jest to absolutnie przepiękny kawałek lasu, cudowna kraina upchnięta w granicach miasta Elbląga. Uwielbiam tam spacerować, wiele z tych miejsc ma dla mnie mocno sentymentalny wydźwięk, z wieloma związane są różnej maści widokówki z przeszłości. Poza tym jest przepięknie, o każdej porze roku.


I takim relaksującym spacerem też zacząłem. Z Winnicy, przez Górę Chrobrego, Leśniczówkę Dębica i dalej niebieskim szlakiem w pobliże dawnego Mostka Elewów. Znalazłem miejsce, które całkiem dobrze rokowało. Srebrny Potok płynął dosyć wartko a i poziom zadawał się być wystarczający. 


Z lekkim entuzjazmem dokonałem transformacji z hikera w marynarza wód słodkich. Nie wiem czy udało mi się przepłynąć chociaż 100 metrów zanim pojawiły się pierwsze oznaki tego, że łatwo to już było. W każdym razie poziom wody na odcinku leśnym był bardzo nierówny i w dużej mierze zmusił mnie do brodzenia w wodzie i ciągnięcia packrafta za plecami. Czasem wsiadłemm pomachałem kilka metrów i znów trzeba było wychodzić. Może nie liczyłem na takie warunki, które zdarzają się raz na kilka lat, kiedy ten niepozorny strumyk - mający w lato po 20-40 cm głębokości - zamienia się w rwący górski potok, potrafiący obrywać okoliczne skarpy, zmywać dukty czy nawet podtapiać miasto, wylewając się z koryta głębokiego na ponad 2 metry. Nie na takie cuda nie liczyłem tego dnia, ale liczyłem na nieco więcej niż zastałem. 


A tak było zabawnie. Więcej spaceru niż przewidziałem. Okazało się, że fragment, który faktycznie nadawałby się do spłynięcia tego dnia, zaczynał się tuż za mostkiem przy polance i parkingu u progu Bażantarni. Tam wody było wystarczająco. Chwilę przed przepustem pod ulicą Sybiraków okazało się, że bobry zbudowały tamę. Pech chciał, że osobiście sprawdziłem jak dużo wody udało im się spiętrzyć. Próbując bowiem wysiąść z pontonu, aby obejść tamę, wpakowałem się do wody, gdzieś tak do połowy klatki piersiowej. Od razu zrobiło się jakoś tak rześko. 


Po minięciu przepustu wpływa się w las...  a nie czekaj. Wpływa się w pobojowisko, smutny obraz tego co po lesie zostało. Ponoć wycięli to pod przyszły zbiornik retencyjny. Tylko, jakiś czas temu słyszałem, że zbiornik na razie nie powstanie. Ale jak to w Polsce, do wycięcia lasu wystarczy mglista plotka o tym, że coś, kiedyś w tym miejscu, ktoś może zrobi. Żal i smutek.


O ile grunt na tym pobojowisku z drewna jest w miarę wysprzątany, to koryto rzeki już nie. Mogłoby się tu całkiem miło płynąć, bo poziom wody na to pozwala, ale co chwile trzeba walczyć z drzewami. Skończyło się tym, że większą część tego postapokaliptycznego krajobrazu przeniosłem packraft. 


I tak doszedłem do skrzyżowania rzek. Srebrny Potok w tym miejscu łączy się z Kumielą i zaczyna się uregulowany odcinek, który biegnie przez miasto aż do ujścia do rzeki Elbląg. Na tym odcinku pomijając konieczność przenoszenia przez kaskady w rejonie Dolinki, rzeczka była w całości spławna i obyło się bez kolejnych wyjść na ląd.



Elbląg z tej perspektywy wygląda ciekawie, przez całe swoje życie nie widziałem nikogo kto by tędy spływał, co nie znaczy, ze nikt tego wcześniej nie robił. Z całą pewnością jest to jednak widok dosyć niecodzienny o czym świadczyły miny spacerujących wzdłuż potoku ludzi. Odcinek ten pokonuje sie całkiem przyjemnie, choć były nieliczne fragmenty, kiedy należało nieco odciążyć ponton, żeby przeszedł po kamieniach. Końcowy fragment już bardzo na spokojnie.



W pierwotnym zamyślę, chciałem jeszcze rzeką Elbląg spłynąć do Bulwaru Zygmunta Augusta i tak zakończyć swoją packraftową przygodę w rodzinnym mieście. Jednak efekty wcześniejszej kąpieli w rzece, mocno już mi się dały we znaki i była to najwyższa pora, aby ratować się przed - wyciągającą w  mym kierunku swe lodowate, kościste paluchy - hipotermią.


Jak kiedyś wrócą porządne zimy i porządne roztopy to leśny fragment będzie trzeba powtórzyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz