21.08.2019

Jotunheimvegen - otoczeni przestrzenią


Kiedy wjeżdża się do Norwegii od strony Szwecji, ale trochę wyżej niż znajduje się Oslo, najłatwiej trafić na drogę wiodącą przez Gudnbrandsdalen, wzdłuż jeziora Mjosa, do olimpijskiego Lilliehammer. Jednocześnie jest się wówczas na trasie E6 przecinającej kraj od południa po samą północ. Przyjemność zaczyna się jednak wtedy, kiedy z tej drogi zjedziemy.



Od razu uderza w nas spokój. Jest prawie pusto, pojedyncze auto pojawia się raz na kilkanaście minut. Zabudowania jeszcze rzadziej. Otaczają nas zielone ściany doliny wijącej się wzdłuż rzeki. Trasa to wznosi się to opada, a u jej końca przez kilka kilometrów towarzyszy nam malownicze jezioro Breidsjoen. I wtedy docieramy do Skabu, które jest o tyle istotne na naszej trasie, że stanowi bramę do tytułowej drogi. Jest też ostatnim miejscem, gdzie można uzupełnić zapasy i paliwo. 

Jotunheimvegen zaczyna się niepozornie. Nagle na drodze pojawiają się bramki i trzeba uiścić opłatę za przejazd (jak dobrze pamiętam 50 NOK). Motocykle są zwolnione z opłat, ale kierowca już sam musi się domyślić, że bramkę trzeba objechać poboczem. Nie ma tu magicznego strzału, że mijamy bramkę i od razu widoki zwalają z nóg. Z początku bowiem drogę z obu stron otaczają wysokie krzaki i niewielkie drzewka. Dopiero po jakimś czasie wyjeżdżamy na otwartą przestrzeń. 

Przestrzeń to zresztą słowo klucz. Wydaje się nieskończona. Jedziemy bowiem przez rozległy płaskowyż z coraz śmielej bielejącymi w oddali górami. Szuter jest tu idealny, gładszy niż znaczna część asfaltów w Polsce. Właśnie, bo atrakcją samą w sobie miało być to, że jest to droga szutrowa. Dokładnie 45 km szutru. Ale jakbyście podróżowali po Norwegii osobówką, czy motocyklem sportowym, nie wahajcie się. Bez problemu tędy przejedziecie. 

Wzdłuż drogi - bliżej i dalej - porozrzucane są stare zagrody farmerskie. Część z nich zrekultywowano. Niektóre oferują noclegi. Warto im się przyjrzeć, żeby uzmysłowić sobie, że tak mieszkano tu za dawniejszych czasów. Wtedy pewnie cały rok. Obecnie droga jest zamykana po sezonie letnim i nie sądzę, żeby ktoś zostawał tam na zimę. 

Nie powinno być tu problemu ze znalezieniem miejsca na dziki nocleg, nawet jeśli nie przy głównej trasie, to wzdłuż wielu odbijających w bok odnóg. Jeśli musicie mieć pojazd przy namiocie. Jeśli nie, to chyba tylko jakość podłoża może was ograniczać. 

Najważniejsza jest tu jednak przyroda, surowa, skąpa, zredukowana do minimum tak, żeby móc przetrwać hulające wiatry i mroźne zimy. Bliska tundrze. Pogoda w tym miejscu nie rozpieszcza. Więc tym bardziej cieszymy się, że trafiliśmy na całkiem dobrą. 
Nie liczcie jednak na pocztówkowe widoki, takie z przewodników po norweskich fiordach. To zupełnie inne klimaty, niemniej fascynujące. 

Co ciekawe, trasa ta nie zalicza się do projektu Norweskich Tras Krajobrazowych.

2 komentarze:

  1. WOW! Niesamowite widoki, sam chętnie bym się wybrał na taką wyprawę :D Czekam na następne relacje!

    OdpowiedzUsuń