Jak to na studniówce - grupowe zdjęcie |
Ponieważ do wyprawy Wagadugu 2012 zostało było sto dni, jej uczestnicy (tudzież organizatorzy) w osobach Remiego i Neno, postanowili uczcić ten fakt tradycyjnym polskim wydarzeniem jakim jest Studniówka. W tym celu sprosili fanów swoich poczynań oraz zaprzyjaźnione osoby do Świętajna pod Oleckiem gdzie w cichym i spokojnym nadjeziornym zakątku odbyła się studniówkowa feta.
Dla mnie i Asixa była to pierwsza okazja aby odbyć wspólnie tak długą trasę (w dwie strony wyszło ponad 500km) do tego z nowo nabytymi kuframi (co stanowiło małą wprawkę i test przed planowanym dłuższym i dalszym wypadem). Tak więc zapakowanym Trampkiem ruszyliśmy w sobotę z rana. Najpierw zajechaliśmy na śniadanie do Pęklewa skąd też zabraliśmy słynne Jadziowe ogórki kiszone i ruszyliśmy dalej lecąc przez Braniewo, Bartoszyce, Kętrzyn (świetny odcinek drogi między Bartoszycami a Kętrzynem) aż do Węgorzewa gdzie spotkaliśmy się z Gajosem z forum TA na Supere Tenere i jego kumplem Marianem na Bandycie. Chłopaki poprowadzili dalej przez Kruklanki gdzie dołączył Krynek i małą karawaną dolecieliśmy do Świętajna.
Bierzcie i jedzcie z tego wszyscy albowiem nie zbraknie nam |
A tam ludzi już sporo. Niektórzy przybyli już w czwartek. Część w piątek, większość w sobotę a ostatnie niedobitki dotarły również w niedziele.
Suto zastawiony swojskimi specjałami stół obiecywał niezłą wyżerkę (i wypitkę). Czego tam nie było. I smalec i ogórki (kiszone, konserwowe i całe wiadro małosolnych), i domowy chleb, i domowej roboty konserwa z łopatki (to twór Asixa), i kilogramy kiełbasy na ognisko, i cała masa cukierniczych wyrobów Neno. A wszystko w ilości jakiej nie powstydziłoby się porządne wiejskie wesele. Ale swojskość przejawiła się również w trunkach. Była więc i nalewka z Zambrowa i nalewka z Ostródy, i zupa (ta nazwa jest trochę myląca) ogórkowa, było i coś jeszcze ale już nie pomnę. Oczywiście tradycyjne polskie piwo i wódka takoż stanęły na stole.
Ekhm.. chcę powiedzieć parę słów... albo tylko zrobię zdjęcia - Remi |
Tego dnia ludzie zjeżdżali się chyba do 20 a zabawa rozkręcała się coraz bardziej. Rozmowy o motocyklach, wyprawach, wspomnienia i plany, flirty i zaloty. Czego tam nie było. Były i śpiewy przy ognisku i propozycje masaży erotycznych za 200 złotych. Co się działo po 23 kiedy sen mnie już zmorzył nie pamiętam. Ale działo się jeszcze przez kilka godzin.
Wystawka |
Wszystko to sprawiło, że dnia następnego obudziłem się w dobrym humorze i bez oznak kaca. Co więcej po godzinie siódmej rano alkomat pokazał 0,00 promila. Niektórzy by powiedzieli, żem nie wykorzystał potencjału drzemiącego na stole i w jego okolicy. Ale to nie do końca prawda. W trzeźwości umysłu bynajmniej spać nie szedłem.
Tradycyjna kiełbasa z ogniska być musiała |
Poranne śniadanie i kolejna dawka zambrowskich słodkości. Było ich tyle, że i na drogę każdemu się coś dostało. Kiedy Asix już doszła do siebie czas było się pożegnać. Kiedy część ludzi łącznie z nami zbierała się już do odwrotu przybyło kolejnych trzech trampkarzy. Ponoć ostatni zjawili się po 17. My odjeżdżaliśmy o 12 ciesząc się dobrą pogodą. Po drodze jeszcze musiała nastąpić przerwa w zacisznym miejscu na półgodzinną drzemkę. Zmęczeni ale w pełni zadowoleni w domu zameldowaliśmy się około 19.
A wieczorową porą przy ognisku... |
... to i pośpiewać dobrze |
Wielkie podziękowania dla Neno i Remiego za organizację tego spotkania. Zjechało się 26 motocykli (nie tylko Transalpy) i 7 aut. Przewinęło się ponad 50 ludzi (dane za Remim). Pozdrowienia również dla wszystkich, którzy przybyli. Było git!
A i nasz wierny rumak w wersji full adventure dorobił się romantycznej foty w trawie |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz