7.09.2019

Besseggen, wędrówka między jeziorami


Wśród wielu pocztówkowych kadrów z Norwegii, te z Besseggen kwalifikują się do czołówki najpopularniejszych. Charakterystyczna grań oddzielająca dwa jeziora o różnej barwie, które dzieli 400 metrów różnicy wysokości, to widok, którego się nie zapomina. Dlatego też jest to jeden z najbardziej obleganych szlaków w norweskich górach.


Samo dotarcie w okolice szlaku jest przygodą obarczoną dużą dawką przepięknych widoków. Trzeba bowiem dojechać w serce potężnych gór Joutnheimen. Której drogi byście do tego nie wybrali, zawsze będziecie zachwyceni.


Szlak zaczyna (lub kończy) się w Gjendesheim. Warianty są dwa. Startujemy stąd bezpośrednio w górę na szlak i kończymy go w Memurubu, lub płyniemy promem do Memurubu i tam rozpoczynamy wędrówkę kończąc ją w Gjendesheim. Każdy z tych wariantów wymaga przemyślenia. Memurubu bowiem jest odcięte od dróg dojazdowych i można tam dostać się tylko piechotą lub promem. Prom jednak warto, szczególnie w pełnym sezonie, zarezerwować wcześniej, aby nie zostać niemile zaskoczonym brakiem miejsca. My wybraliśmy wariant porannego rejsu do Memurubu i startu stamtąd.


Besseggen przy dobrej pogodzie będzie od nas wymagać od 6 do 10 godzin marszu. Wszystko zależy od naszej kondycji, ilości przystanków, częstotliwości robienia zdjęć, czy dłuższego podziwiania widoków. Czeka nas prawie 1000 metrów przewyższenia i ponad 13 km marszu, warto więc być dobrze zaopatrzonym w zapasy wody i jedzenia. I liczyć się z tym, że pogoda w górach szybko może się zmienić.


Szlak nie jest trudny. Przynajmniej technicznie. Prowadzi szeroką, wydeptaną ścieżką i tylko w jednym momencie wymaga chwilowego zaangażowania czterech kończyn. Grań, której zwieńczeniem jest wejście na Veslfjellet (1743 m n.p.m.), jest najbardziej eksponowanym miejscem na trasie i u mniej doświadczonych górołazów dało się widzieć rysującą się w oczach panikę związaną z ekspozycją. Jest to też miejsce, gdzie można na dłuższą chwilę ugrzęznąć w korku. 

Najważniejsze jednak są tutaj widoki. Praktycznie przez całą wędrówkę towarzyszą nam lazurowe wody jeziora Gjende. W oddali widać ośnieżone szczyty i lodowce. Zboczami gór spływają wodospady, a w dolinie srebrzą się rzeki. No i jest Bessvatnet. Ciemnogranatowe jezioro otoczone surowym skalistym krajobrazem. Ten kontrast między dwoma jeziorami rozdzielonymi granią, stanowi największą atrakcję Besseggen i to jemu szlak zawdzięcza swoją popularność. 


Z pewnością nie jest to jednak jedyny powód aby na Besseggen zawitać. Wędrówka przez cały czas obfituje w rewelacyjne wrażenia widokowe, a jeśli komuś mało może ją sobie urozmaicić wejściem na Besshoe - mierzący 2258 metrów szczyt znajdujący się po lewej stronie szlaku (idąc od Memurubu). To kilka dodatkowych godzin marszu, nieoznaczoną ścieżką, więc zdecydowanie dla tych, którym pary w nogach nie brakuje. 



My ograniczyliśmy się do standardowego przejścia i wyszło nam to na dobre, bo pod koniec marszu zaczęły nadciągać czarne chmury i nie tak odległe góry po przeciwnej stronie skąpały się w deszczu, który potem zawitał i do Gjendesheim.

Warto wiedzieć, że aby wybrać się na szlak trzeba zostawić auto na płatnym parkingu (150 NOK za cały dzień) skąd darmowy shuttle bus zawiezie nas na miejsce. Autobusy te kursują co chwila więc nie ma się za bardzo czym martwić. Jest to też tylko niecałe 2 km, które można pokonać spacerem.
Niby w pobliżu parkingu nie wolno rozbijać namiotu, ale praktyka pokazuje, że mało kto się tym przejmuje. Fantastyczne miejsce na namiot jest natomiast w Memurubu. Płatnych miejsc noclegowych w okolicy jest pod dostatkiem. 
Bilety na prom można rezerwować tutaj

2 komentarze:

  1. Ale piękne zdjęcia... i ta przestrzeń! A mistrzowskie wg mnie jest to z panem i dzieckiem, siedzącymi na skałach nad wodą :-). Poezja!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Ciekawe czemu akurat zdjęcie ojca z dzieckiem podoba Ci się najbardziej, przypadek? ;)

      Usuń