24.05.2012

Pierwsze 1000 km!

Trampek pierwszy raz tak zapakowany
Co jakiś czas przychodzą mi do głowy głupie pomysły, które mi wszyscy odradzają. Tak też było kiedy postanowiłem na kurs do Wrocławia pojechać motocyklem. W końcu co to jest 500 km w jedną stronę? Spakowałem się z trudem w kufer centralny i 80 l worek Crosso (normalnie spakowałbym się w to na 3 tygodnie, ale sprzęt służbowy swoje zajmuje) i ruszyłem. Pogoda była średnia, bo to była połowa kwietnia, a prognozy na dalszą część dnia nie były lepsze.
Już kilkanaście kilometrów za Tczewem musiałem się zatrzymać i założyć dodatkową bluzę. Jednak cała nieprzyjemnosć z jazdy zaczęła się jakąś godzinę później - zaczęło padać. I tak padało praktycznie bez przerwy do samego Wrocławia, raz mniej raz bardziej. Co wkurza najbardziej w czasie deszczu przy temperaturze ok 10 stopni C? Przede wszystkim zimno i wszechogarniająca wilgoć połączona z pędem uderzającego w ciebie powietrza. Po kilku godzinach takiej jazdy doprowadzasz się do hipotermii a przynajmniej jej wczesnych objawów. Człowiek zaczyna być wyczerpany, zdenerwowany (wyrzuca sobie własną głupotę - w końcu wszyscy odradzali). Zmęczenie, zdenerwowanie, zesztywnienie, osłabiona reakcja i koncentracja i co? I bum!
Jakieś 100 km przed Wrocławiem, jadąc przez jakąś mieścinę za wlokącym się samochodem pozwoliłem sobie na nieuwagę, którą przypłaciłem glebą na prawy bok. Samochód wlókł się niemiłosiernie więc zacząłem siedzieć mu na ogonie z zamiarem wyprzedzenia przy pierwszej możliwości. Niestety możliwości owej nie doczekałem. Facet nagle dał po heblach i zaczął skręcać w lewo. No to ja w panice na klamkę hamulca, asfalt mokry, koło się zblokowała, poszło ślizgiem i bęc. Leże, myślę szybko, że wszystko ze mną ok. Chce wstać a tu noga utknęła pod motocyklem. Z samochodu jadącego za mną wyszedł facet i pomógł mi podnieść sprzęt. Kolesie z samochodu, który sprowokował moje działanie też wysiedli i czy wszystko w porządku? Ja oczywiście, że tak i sobie już poradzę. Stoczyłem się na chodnik i zacząłem oceniać straty. Nie było tak źle, obtarty jeszcze bardziej gmol i dociśnięty do środka, ułamany zaczep plastiku i 3 cm dziura w nowy worku Crosso. Ale ogólnie dobrze. Obejrzałem jeszcze siebie, czułem tylko, że przyłożyłem prawym biodrem, ale to tylko stłuczenie. Minimalne rozdarcie wierzchniej warstwy materiału pod prawym kolanem - da się żyć. Jednak kiedy ruszyłem coś było nie tak, brakowało ciągu. Staję ponownie patrze a tam hamulec nożny przyblokowany, okazało się, że wygięty prawy podnóżek dociska wajchę hamulca. Odciągnąłem ją ręką do góry ile się dało i tak dojechałem do Wrocławia z lekko ciągnącym tyłem. 
Tak właśnie kończy się wycieńczenie organizmu, połączone z chwilową, zbyt dużą pewnością siebie (co powinno się przecież wykluczać). Inna sprawa, że gdybym się nie położył, pewnie wylądowałbym facetowi na dupie a to przyniosłoby zdecydowanie większe straty w sprzęcie i zdrowiu. Tak mi się przynajmniej teraz wydaje. Co nie zmienia faktu, że sam sobie byłem winien.
Do Wrocławia przyjechałem w stanie człowieka, który stał na drodze fali tsunami. Stojąc 3 s w miejscu tworzyłem wielką kałużę. Mimo to nie mogę narzekać. Mokre rękawy miałem tylko przez rękawice, które przesiąkły całe, i z których woda spływała w rękaw. To samo z butami, do których woda spływała po nogawce. Cały zestaw Akito Desert mimo, że był nasiąknięty tak, że ważył ze trzy razy więcej i schnął kolejne 3 dni, nie puścił wody do środka dzięki wpiętej membranie (za to zgodnie z moimi przewidywaniami ochraniacz biodrowy co najwyżej może wzmacniać tę część przed przetarciem ale nie przed uderzeniem). Buty monowskie w zasadzie też dały rade, a mokro w nich było przez spływającą po nogawce wodę. Najbardziej wkurzała mnie parująca w kasku szybka (przy takiej wilgotności żaden anti-fog nie zadziała).
Ostrów Tumski
Dzięki pomocy i sugestii kolegi z forum TA, we Wrocławiu na spokojnie, szybko i tanio naprostowano mi podnóżek, dzięki czemu moje obawy o bezpieczny powrót się zmniejszyły. Prognoza pogody też tym razem nastrajała optymistycznie. Sam powrót nie zajął mi mniej czasu pewnie z powodu ciągnącego się przez 2h od Wrocławia sznura samochodów. Gdzieś od Gniezna może zrobiło się dosyć luźno. Jednak konkretny tym razem upał, też potrafił dobić. Każde, zwolnienie, zatrzymanie, powodowało, że natychmiastowo oblewałem się potem. Niestety ale czarny kolor garderoby robi swoje. Na szczęście z chłodzeniem w trakcie szybszej jazdy problemów nie ma.
W drodze powrotnej małą przygodę miałem z 15 km przed Tczewem. Zatrzymałem się, żeby się ubrać, bo słońce już zaszło i zrobiło się zimno. Chcę ruszyć, przekręcam kluczyk a tu nic, żadna kontrolka nie świeci. Myślę, sobie: no tak przecież nie mogło się udać bez problemu. Pierwsza czarna wizja - padł akumulator. Ale w sumie jakim prawem?? Druga myśl - bezpieczniki. Otwieram skrzynkę, wyjmuje każdy po kolei, wszystkie całe, profilaktycznie je przeczyszczam. Trzeba sprawdzić główny pod prawym bokiem. Ten jednak też cały, też jednak przeczyszczam, wkładam na miejsce, przekręcam kluczyk i voila!!! Świeci!! Po ponad 7 godzinach jestem w domu - padnięty całkowicie.
Mimo moich usilnych prób utrudnienia Trampkowi bezproblemowego przebycia tej wyprawy, właśnie tak się ona odbyła. W tym sensie, że sprzęt nie zawiódł (bezpieczniki się nie liczą). Zrobił swoje pierwsze jednorazowe 1000 km i nie stwarzał żadnych problemów, był grzeczny i wyrozumiały. Ponadto zaskoczył mnie niskim spalaniem na poziomie 5 l.
Z jednej strony to był głupi pomysł jechać w taką trasę, bez większego doświadczenia i pomimo kiepskich prognoz meteorologicznych. Z drugiej jednak przecież jakoś te doświadczenie trzeba zdobywać, w końcu na wyprawach nie takie dystanse czasem trzeba pokonać w ciągu dnia, a pogoda nie zawsze będzie sprzymierzeńcem, i zwyczajnie nie będziesz miał na nią wpływu, a droga będzie czekać. Przede wszystkim maksymalne skupienie i koncentracja, może więcej przerw na odpoczynek tak, żeby przez całą drogę być czujnym i nie popełnić głupich błędów, które różnie mogą się skończyć.
W drodze powrotnej

2 komentarze:

  1. Takie wypady są jak dobre wino i dopiero po latach dojrzewają – jestem ZA

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe no z pewnością oby tylko kolejne odbywały się bez siniaków :)

      Usuń